niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 1

Ciemne, listopadowe popołudnie zagoniło mnie do nadrobienia braków w nauce. Nie było tego dużo, no ale...
"Przynajmniej będę miała z głowy..." Pomyślałam, siadając na swoim łóżku, obładowanym książkami z różnych przedmiotów.
     "Matma... sprawdzian...historia...sprawdzian...geografia...sprawdzian... i jeszcze 3 kartkówki...hym...świetnie...nie ma to jak cały tydzień zawalony sprawdzianami."
Tylko siąść i płakać. No ale nic. Jakoś sobie poradzę. Najwyżej po tygodniu nauki będę się bała wyjść z domu, bo odzwyczaję się od ludzi, ale czego nie robi się dla poszerzenia swojej wiedzy.Mozolnie otworzyłam książkę do historii oraz zeszyt.W moim ''brudnopisie'' (bo inaczej tego nie można nazwać) znalazłam zagadnienia potrzebne na sprawdzian. Dobrze że słucham czasem na lekcji, bo inaczej musiałabym  siedzieć na tym aż do śmierci. Chociaż nie powiem daty wchodzą mi do głowy bardzo szybko. Wystarczy, że się na nie popatrzę i przeczytam parę razy, co się wydarzyło i zapamiętuje. To dość ułatwia sprawę, prawda? Skutki i przyczyny też umiem -spojrzałam na zeszyt z zadowoleniem. Jeszcze tylko postacie...I  kiedy przekartkowywałam książkę, aby znaleźć owe osobistości, mój telefon oznajmił mi, że ktoś chce mi coś przekazać.Popatrzyłam na wyświetlacz. Nieznany numer.Ciekawe kto to? Zamyśliłam się, po czym wzięłam komórkę do ręki i otworzyłam wiadomość. "Hej, masz jakieś plany na wieczór? ". Byłam zaskoczona takim sms-em. Nie znam człowieka. Może pomylił numery...I odpisałam szybko. ''To chyba pomyłka. A tak w ogóle, z kim mam przyjemność pisać?" Wysłałam. Rzuciłam telefon na poduszkę i zaczęłam przeglądać następne książki. Następny sms. Czy oni nie dadzą mi wszyscy spokoju? Lekko zdenerwowana wzięłam telefon do ręki. ''Aaa no tak, Ty nie masz mojego numeru. Pamiętasz na wakacjach siedziałaś z Pauliną, Karoliną i Magdą przed domem. Później zjawiłem się ja. Ten chłopak, który mieszka 2 domy dalej od Ciebie.Pamiętasz?'' Moja mina nie wyrażała niczego. Coś sobie przypominałam. On miał chyba na imię Kacper. Tak, to chyba on. Napisałam kolejną wiadomość. "Kacper, tak?''
Szybko dostałam odpowiedź.
-''Tak to ja. Więc jak z naszym wyjściem?'' 
-''Hola hola z jakim wyjściem?''
-''Na spacer."
-''Nie mam za bardzo czasu, uczę się''-chciałam go zbyć. Nie chciało mi się wychodzić jeszcze w dodatku o tej porze z chłopakiem, którego widziałam 1 może 2 razy.
-''No proszę. Nie mów, że się boisz. Nic ci nie zrobię xD''
-''Nie o to chodzi, po prostu nie mam czasu.''
-''Oj chodź. Jak się przejdziesz, nauka szybciej wejdzie Ci do głowy.''
-''Ale ja naprawdę nie mam czasu.''
-'' To za dziesięć minut będę pod twoim domem. Pa ;) ''
Jak ja nienawidzę gości, którzy decydują za kogoś. No ale może mnie nie zje.Ubrałam swoją ulubioną czarną skórę, ciepłe buty i ogarnęłam trochę artystyczny nieład na głowie. ''Może być''- pomyślałam i wyszłam z domu, krzycząc mamie, że wychodzę, ale niedługo wrócę.
Zimny wiatr owiewał moje policzki. Wyszłam za bramę. Już tam był.
-Cześć.
-Siemka.
-Fajnie, że uszanowałeś moje zdanie, że nie chce wychodzić.
-Oj nie denerwuj się. Tylko na chwilę.
-Ja cię nawet nie znam, to jak mam z tobą wychodzić gdziekolwiek?
-A jak nie będziesz wychodzić to mnie nie poznasz.-Mrugnął do mnie.
- No niech ci będzie, ale nie na długo.
-Dobrze, dobrze. To jak, do parku?
-Może być.-odparłam ze stoicką twarzą.

Droga dłużyła się. Co parę minut Kacper odzywał się, nękając mnie jakimiś bezsensownymi pytaniami. Odpowiadałam oczywiście z uśmiechem, ale nie miałam ochoty na żaden spacer i słodką rozmowę z osobą, której prawie nie znam. W końcu zobaczyłam upragniony park. Taaak! -krzyknęłam w duchu. 
-To która ławka?- zapytał Kacper.
-Tamta... koło placu zabaw.  
Usiadłam. Kacper obok mnie. Zaczeliśmy gadać. O szkole, zainteresowaniach, wspólnych znajomych, których, jak się okazało, mamy dość sporo. Rozmowa trwała i trwała, a ja zapomniałam o tym, że miałam wyjść na ''tylko pół godziny''. Czułam się coraz swobodniej w jego towarzystwie. Po jakimś czasie śmieliśmy się z naszych opowieści tak głośno, że wszyscy zwracali na nas uwagę. Ale niestety czas jest nie ubłagalny.
-Wiesz co, muszę już spadać. Powiedziałam mamie, ze wrócę niedługo. 
-Okey, pozwolisz się odprowadzić?
-Pewnie.
Szybko dotarliśmy pod mój dom. Kacper chyba nie chciał się ze mną rozstawać. Nie wiem czemu, ale takie miałam wrażenie. Pod koniec spytał się, jak o której kończę zajęcia w szkole przez cały tydzień. Wyszło na to, że we wtorki kończymy o tej samej godzinie. Kacper zaproponował, że przyjdzie po mnie i wrócimy razem. Zgodziłam się. W końcu nie jest tak źle, jak myślałam na początku. Pożegnaliśmy się i pobiegłam w stronę furtki.Weszłam do domu, w którym czekał na mnie uradowany brat i niezbyt zadowolona mama.
Po krótkiej rozmowie z rodzicielką, że ''gdzie ja to się włóczę o tej porze?'' poszłam do pokoju . Związałam włosy w niedbałego koka, wzięłam mleczko do demakijażu i poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i weszłam do wanny napełnioną gorącą wodą i brzoskwiniowym płynem do kąpieli. Po 30 minutach wyszłam z łazienki ubrana w fikuśną bluzkę o 3 rozmiary na mnie za dużą. Wygramoliłam się na łóżko (piętrowe) i próbowałam zasnąć. Przykryłam się kołdrą. Zamknęłam oczy i nagle.. następny sms. Od Kacpra... Otworzyłam i... się uśmiechnęłam . ''Dobranoc ;)'' Odpisałam ''wzajemnie :) '' i pofrunęłam w krainę Morfeusza.







Cześć. Piszę po raz kolejny na blogerze. Będzie to opowieść, która czasem będzie śmieszyć,ale czasem też doprowadzi do łez. No cóż w życiu bywa różnie. Oby tych chwil szczęśliwych było jak najwięcej. A tutaj mam piosenkę, przy której pisałam ten rozdział. Nwm czemu, ale strasznie mi się spodobała. Przepraszam za błędy, jeśli jakieś się pojawiły. W takim razie do NN :D Pozdrawiam.Buziaki :)